Trener Osobisty | W sumie chodzi o poniedziałek i o „noszenie”…
2126
single,single-post,postid-2126,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,paspartu_enabled,paspartu_on_bottom_fixed,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,qode-theme-ver-9.4.1,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive
 

W sumie chodzi o poniedziałek i o „noszenie”…

foto_f304f7f75495cd6bed0d4a43dc409642_org

W sumie chodzi o poniedziałek i o „noszenie”…

Już zaczął się wtorek, ale poniedziałkowy wieczór dość specyficznie wpłynął na dzień dzisiejszy. Po porannym wczorajszym treningu naszła mnie ochota na trening wieczorny.

Niezbyt to rozsądne zdawać by się mogło, że dzień po zawodach dwa treningi dnia następnego sobie funduję. Można się spierać, nie będę się upierał, ale wczoraj uparłem się, że pobiegnę, co też uczyniłem.

Ciemno już się zrobiło, więc zamiast bezdroży leśnych, twardą asfaltową nawierzchnię wybrałem. Taki mi tu niedawno dwa kilometry od domu mostek przerzucili, który łączy teraz Wrocław z Siechnicami i chyba go obwodnicą nazywają. W każdym bądź razie ma Ci on jakieś 7km w jedną stronę i w drugą chyba też. Plus po 2km do mostu i do domu, co ładny dystans 16km daje.

Nie! Skądże znowu, aż jaki bezmyślny nie jestem, żeby po dniu zawodów, po porannym treningu na 10km jeszcze 16km pobiec … pobiegłem 14km…, ale po kolei.

Wiedziałek, że bieg krótki nie będzie, bo poczułem w sobie nagle dwóch mężczyzn… nie, nie o to chodzi … w sobie czułem Superman’a i Spiderman’a … a … nieważne te gry słowne! A więc „…było nas trzech, w każdym z nas inna krew…” Jak się do człowieka jakiś wątek przyczepi, to potem ciężko się tego pozbyć.

Ruszyłem w trening bez wysiłku. Niesiony siłą nowego odkrycia w metodzie „Pose”, poprowadziłem nogę trochę inaczej niż dotychczas i rytm biegowy wyszedł bardzo fajny. Wiedziałem, że uczyć się będę biegać dość długo, bo pozbyć się muszę starych nawyków, a zastąpić je nowymi – poprawnymi, jednak nie wiedziałem, że da mi to taką radość.

Poczułem się trochę tak, jakby oddychał wzbogaconym tlenem, albo ważył o połowę mniej. Bardzo przyjemna, płynna radość z prędkości! Problem tylko z tym, że serce mocniej trochę biło niż bić powinno na tzw „rozbieganiu”, ale i tak, jak na tę prędkość, zmęczenie nie było duże.

Jak dzwon w głowie brzmiały mi słowa trenera mojego: „To jest Twój plan i realizuj go. W pewnym momencie poczujesz, że będzie Cię ponosić, że czujesz się wyjątkowo dobrze i możesz pozwolić sobie na więcej. Wystrzegaj się tego, bo to jest zdradliwe. Nawet nie będziesz wiedział, kiedy, a przetrenujesz organizm. Stracisz radość z biegania, treningów i startów, ale to najmniejsze zło. Dojdzie do tego, że przestaniesz biegać na jakiś czas, może nawet na dłuższy czas i cała praca pójdzie na marne”.

Oczywiście, takie rzeczy nie dzieją się po jednym czy dwóch nierozsądnych treningach, ale raz już otarłem się o ten stan w przyspieszonych przygotowaniach przedmaratońskich jesienią zeszłego roku. Chociaż udało mi się wystartować i „zrobić” wynik przechodzący moje, i nie tylko moje, najśmielsze oczekiwania, to do treningów wróciłem tak naprawdę po kilku miesiącach. Niby to głównie wina co chwilę pojawiających się nowych kontuzji, ale serca do treningów faktycznie wiele nie miałem

Wczoraj jednak pozwoliłem sobie na tę odrobinę szaleństwa. Kończąc dzień dwudziestoma czterema kilometrami, z czego ostatnie 14km tempem przebijały nawet bieganie w moim maratońskim tempie startowym, czułem zadowolenie. Odkryłem nowy szczegół techniki biegowej, który mogłem wprowadzić w swój rytm (chciałem napisać – swój krok, ale już wspominki od Superman’ie i Spiderman’ie wystarczą; tym bardziej, że już ciemno było, to i Batman mógł się gdzieś czaić), znalazłem lekkość … hmm … na tak, no czego, jak nie – kroku i zakończyłem dzień z bardzo pozytywnym nastawieniem.

Wróciwszy do domu, napisałem trenerowi, jak bardzo zgrzeszyłem, i że już nie będę. Dzisiaj rano otrzymałem zasłużoną reprymendę i czekam z niecierpliwością na wieczór, aby znów chyłkiem wymknąć się w czeluści nocy i gnać przed siebie – tym razem w czarnej pelerynie i masce na twarzy.